Nie ma chyba dzisiaj w Polsce dziennikarza (oprócz ideologicznie nienawidzących Agory), który by nie trzymał kciuków za powodzenie wprowadzenia metrycznego paywalla przez Gazetę Wyborczą. Osobiście wierzę, że paywall się uda i co więcej zapoczątkuje naturalny ruch do podziału treści i internautów na dwa różne światy.
Profil użytkowników Twittera, dla ktorych jest to podstawowe źródło informacji z mediów. Źródło: Pew Research Center
Twitter ulubiony serwis dziennikarzy, polityków i wszelkiej maści amerykańskich celebrytów wcale nie jest tak częstym źródłem wiadomości jak by to wynikało z informacji w mediach. Niewątpliwie jednak bije inne serwisy „jakością” użytkowników – wynika z raportu Pew Research. No i Twitter ma sporą grupę zatwardziałych zwolenników.
Pew badający amerykański rynek m.in. mediów przeprowadził ciekawe badanie, które odpowiada na kilka pytań: które serwisy są dla internautów powszechniejszym miejscem – nie lubię tego słowa, ale najbardziej mi pasuje 🙂 – konsumpcji mediów, a także kim są Ci, którzy często w tym celu wykorzystują Twittera?
[][1]Protest Rally Against Mainstream News Media - Times Square fot. Asterix611 CC http://creativecommons.org/licenses/by-nc-nd/2.0/
Telewizja Al Dżazira rozpoczęła publikowanie słownika „Mainstream Media’s dictionary„, który(m) powinni znać wszyscy dziennikarze pracujący w mediach mainstreamowych. Można z pewnymi wyjątkami napisać, że jest to stylebook wspólny dla najważniejszych światowych gazet (w tym również polskich), mówiący głównie o tym jak pisać o… wojnie.
Praca dziennikarza wydaje się w gruncie rzeczy prosta bo polega na zebraniu materiałów, odpowiednim ich uporządkowaniu i przedstawieniu informacji w sposób interesujący dla czytelnika, słuchacza czy widza. Każdy z tych etapów jest ważny, ale kluczowy wydaje się sam proces zbierania informacji. Jako, że sporo z nich znajduje się w internecie to „pomocnik” do ich szybkiego zebrania jest na pewno bardzo pomocne. Takim narzędziem jest serwis Storify.com – wspólne dzieło dziennikarza i programisty.
10 i 11 października w pół rocznicę tragedii smoleńskiej media ekscytowały się domniemaną wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego o „prawdziwych Polakach”. Stosunkowo szybko okazało się, że słowa przypisane Kaczyńskiemu w rzeczywistości nie padły z jego ust. Na Twitterze kilka osób postanowiło sprawdzić, kto pierwszy podał błędną informację. Poniżej zapis „śledztwa” zrobiony przeze mnie w ciągu dosłownie kilku minut przy pomocy narzędzi genialnego serwisu Storify. O samym Storify z pewnością napiszę jeszcze kilka słów, bo według mnie jest to najciekawsze narzędzie dla dziennikarzy czy blogerów jakie pojawiło się w ostatnich latach.
Wielokrotny burmistrz Chicago Richard M. Daley wprowadził na początku maja 2010 roku politykę „transparentności” swojego urzędu, czyli zarządził aby praktycznie wszystkie dokumenty publiczne np. wydatki ale również większość raportów i informacji było jawne i dostępne na stronie internetowej burmistrza Chicago.
Jedną z rzeczy, której brakuje krakowskiemu oddziałowi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich jest kontakt z młodymi ludźmi i nowymi nurtami w świecie mediów. Temu m.in. ma służyć cykl spotkań w czasie których młodzi i starsi dziennikarze mogą wspólnie, przedstawiając zapewne różne punkty widzenia, podyskutować na różne tematy. Pierwsze spotkanie poświęcone było fenomenowi Twittera – serwisu, który każdy amerykański dziennikarz zna i używa.
Na szczęście po historii z ujawnieniem przez Dziennik danych Kataryny, ta ostatnia nie zamilkła na zawsze, chociaż zamilknie jej adwersarz czyli wspomniana gazeta. Ot krotochwil historii. Wczoraj Kataryna wzięła w obronę dziennikarzy „Dziennika” i ja się z nią w tym wypadku nie zgadzam, chociaż koronny argument mam taki sam: „wolność słowa” tylko, że inaczej go interpretuje.
Myślałem, że drążenie tematu jak w tytule oraz roztrząsanie czy bloger to dziennikarz dawno się już zakończyło. Sprawa dla każdego , kto chociaż trochę zna się na mediach jest prosta. Powtórzę więc na samym początku: nie ma czegoś takiego jak dziennikarstwo internetowe!
Jeśli komuś z różnych zresztą względów – politycznych, sentymentalnych czy biznesowych – bliska jest Agora to ma poważne powody do niepokoju. Opublikowane wyniki III kwartału i oczywista w tym kontekście dymisja prezesa Marka Sowy nie pozastawiają już złudzeń: z Agorą nie tyle jest źle ile jest tragicznie. Sytuacja Agory to bardzo zła informacja dla rynku polskich mediów. Przy wszystkich do niej zastrzeżeniach jest to jednak firma wyjątkowa, której marginalizacja w Polsce byłaby wszystkim nie na rękę.
Rewelacje w postaci przyznania się w Super Ekspresie do niewierności Andrzeja Leppera z jednej strony mnie nie zaskoczyły, a z drugiej wprawiły w osłupienie. Uświadomiłem sobie, że niemoralne życie Andrzeja L. mogło prawie rok temu wyjść na światło dzienne ku chwale… dziennikarstwa obywatelskiego. No ale po kolei